piątek, 17 czerwca 2011

Rowerzysta-idiota



Data i miejsce zbrodni: Okres wiosenno-wakacyjny;

prawdopodobnie cała Polska


Ofiary: Sporo


Wiek ofiary: 0-99


Sprawa: Rowerzysta-idiota.

Kolejna notka z perspektywy kierownicy. Im cieplej, tym jest ich więcej. Sporo dość przyzwoicie się zachowuje, jednak niestety zauważalna jest plaga idiotów, którzy znienacka wyjeżdżają innym przed maskę. Mowa tutaj o Rowerzystach-Idiotach.

Historia z życia

Trzynastego ubiegłego miesiąca jechałam do Opola. Ot, zwykła trasa, którą pokonuję codziennie. Nagle na tej spokojnej drodze widzę w oddali migające koguty radiowozu. Myślę sobie - a pewnie ktoś za szybko jechał i kontrola. Gdy się zbliżyłam do miejsca postoju radiowozu, pierwsze co rzuca mi się w oczy to pognieciony rower. Tuż za nim - biały samochód dostawczy z rozbitą po prawej stronie szybą, jakby coś uderzyło z bardzo dużym impetem. Nie widzę rowerzysty. Łudzę się, że pogotowie już go zabrało. Jednak nie. Przejeżdżam za biały samochód i widzę ciało rowerzysty bardzo niedokładnie przykryte policyjną płachtą. Martwe oczy trupa patrzą wprost na mnie. O tym, że nie żyje świadczy nie tylko policyjna płachta, ale również fakt, że gdyby żył, mógłby sobie dokładnie pooglądać własne plecy. Jak na ironię ma kask na głowie. Rozpoznaję go - nie raz widziałam jak próbuje na siłę wyprzedzać na skrzyżowaniu inne pojazdy, które dopiero co ruszają na zielonym. Dostaję czegoś w rodzaju histerii. Żal mi tego rowerzysty, bo pewnie kierowca busa jechał za szybko. Kiedy się uspokajam, zaczynam się zastanawiać jak to się mogło stać? Analizuję i dochodzę do jednego tylko wniosku - że to nie bus w niego wjechał, tylko on się wepchnął pod samochód. Musiał wyjechać z podporządkowanej, w każdym innym przypadku szyba dostawczaka byłaby w innym miejscu potłuczona. I znienacka zaczęło mi być żal kierowcy, bo po takim przeżyciu już mało kto wraca za kółko. A to mogło być jego jedyne źródło utrzymania.

Kto ma pierwszeństwo, Kolego?

Zauważyłam, że rowerzyści bardzo często zapominają o podstawowych zasadach ruchu drogowego. Przede wszystkim, kto kiedy ma pierwszeństwo. Przykład? Ja jadę prosto, a rowerzysta z przeciwka chce skręcać w lewo. I oczywiście nie pomyśli o tym, że ja powinnam być pierwsza, bo po pierwsze - jadę prosto, a po drugie - jestem ciut szybsza. Nie - właduje się tuż przed maskę i jeszcze mi macha, że nie potrafię jeździć. Ta sama historia powtarza się wielokrotnie na prostych skrzyżowaniach, gdzie jest nawet oznakowane pierwszeństwo. Wielu rowerzystów nie zwraca uwagi na czerwony i jaskrawy "stop", uważając go za nic nie znaczącą tabliczkę. A potem dziwota, że ktoś takiego potrąci. I oczywiście znowu wina kierowcy!

Do ruchu się włącz, raz!

Kolejna ciekawostka - przechodzi sobie taki rowerzysta przez przejście dla pieszych, żeby znienacka, w połowie tego przejścia, siąść na rower i włączyć się tuż przed samochodem do ruchu. Ewentualnie jedzie po chodniku (co jest zabronione dla osób powyżej 11 lat) i znienacka ładuje się na jezdnię. Naprawdę nigdy bym nie przypuszczała, że w Polsce żyje aż tylu niedoszłych samobójców.

Resocjalizacja rowerzystów?

Wielokrotnie zadawałam sobie pytanie, z czego takie zachowanie wynika. I dotarła do mnie przerażająca prawda - osoby, które ukończyły 18 lat, nie muszą zdawać żadnego egzaminu aby móc jeździć na rowerze. Wystarczy dowód. Ale to również oznacza, że te osoby mogą nie mieć bladego pojęcia o przepisach. Bo równie dobrze nikt nawet nie egzekwuje tego, czy osoby poniżej osiemnastego roku życia posiadają kartę rowerową. Ja posiadałam i nigdy, ale to nigdy, nie zostałam pod tym kątem sprawdzona. A jeździłam nie tylko wokół pobliskiego osiedla.

Za pieszych już się bierzemy. Ale co z rowerzystami? Kiedy, jak i ile jeszcze wypadków musi być, aby Policja zaczęła coś z tym robić?


Źródło obrazka:

lubartow24.pl

poniedziałek, 30 maja 2011

Idealny przestępca





Data i miejsce zbrodni: Od wieków po dziś dzień, a nawet dłużej


Ofiary: Liczone w miliardach


Wiek ofiary: 0-99


Sprawa: Idealny przestępca




Państwo prawa – w takim teoretycznie żyjemy. Mamy systematycznie nowelizowane kodeksy i ustawy, czyli nasze przepisy się rozwijają. Również służby mundurowe. To jak to jest, że cały czas istnieją luki, dzięki którym przestępcy umykają organom ścigania?



Top 10 Kroniki Policyjnej, czyli stali bywalcy


Przeglądając kronikę policyjną z czystej ciekawości zaglądam również na „top 10” poszukiwanych przestępców. Ciekawość polega nie na tym, ko


go dzisiejszego dnia zobaczę, tylko czy w końcu zniknęli stali bywalcy. I tak oto nie dziwi mnie już widok Janusza P., poszukiwanego z art 148 KK (Morderstwo) czy Sławomira W. (kradzież). Ich twarze wydają mi się tak znajome, że nawet gdybym zobaczyła któregoś na ulicy, to bym nie pamiętała skąd właściwie znam taką osobę. Śmieszne jest to, że w przypadku Janusza P., policja tak długo go poszukuje, że już funkcjonariusze byli zmuszeni do zastosowania progresji wiekowej, czyli symulacji wyglądu człowieka po dodaniu kilku(nastu) lat.



Wieczny nieuchwytny – jak to zrobić?


Ponoć bardzo łatwo. Wcale nie trzeba się kryć po kątach, czy uciec zagranicę. Wręcz przeciwnie – można chodzić po swoim mieście zamieszkania,


normalnie żyć i jedyne co, to nie podpadać prawnie pod żaden artykuł. Jeśli nie wpadnie się z niczym małym, to policja może takiego przestępcę legitymować skolko ugodno a i tak uznają go za całkowicie „czystego”. Przypadek autentyczny wydarzył się w Gliwicach, gdzie facet wpadł tylko dlatego, że napił się piwa w miejscu publiczny


m. Moja drobna sugestia – powinno się też raczej zrezygnować z prowadzenia samochodu, ponieważ za kierownicą można popełnić wiele głupich błędów, a na co to komu, żeby za przekroczenie prędkości o 5 km/h pójść siedzieć za coś poważniejszego?



Wbrew pozorom to nie jest poradnik jak być przestępcą idealnym.


Po prostu śmieszy mnie fakt, że takie przypadki zdarzają się nagminnie. Przestępcy tak naprawdę chodzą wokół nas, a policja nic z nimi nie robi. Z braku dowodów lub braku możliwości technicznych. Tylko jak człowiek może się nie denerwować, kiedy obok stałych TOP 10 widzi równie stałych poszukiwanych z kategorii „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?”? Jak to świadczy o skuteczności naszych organów ścigania?! I jak mamy się nie śmiać z policji, skoro ona na własne życzenie zamieszcza takie informacje na swojej stronie głównej?


Cechy idealnego przestępcy.


Właściwie taka nieudolność organów ścigania skutkuje tym, że przestępcy wcale nie muszą być nie wiadomo jak inteligentni i pomysłowi, żeby im się wymknąć. Spryt, trochę kreatywności i samodyscyplina (aby samemu się nie wkopać) to właściwie podstawowy pakiet cech charakteru Nieuchwytnego. A potem dziwimy się, że jakiegoś zbrodniarza znaleziono zagranicą, a potem sprowadzony do nas na sprawę zaczyna bić się w piersi i błagać o przebaczenie. Skoro policja czasem urządza sobie spektakl, to nie dziwmy się, że i złodzieje, mordercy czy oszuści chcą wykorzystać swoje pięć minut i ujawniają talenty aktorskie.




Pytanie zasadnicze – czy da się coś zrobić, żeby aż tak się nie kompromitować?!






Link do TOP10 : http://www.slaska.policja.gov.pl/poszukiwani/toplista/




Źródła:


Flaker.pl


hehe.com.pl

poniedziałek, 9 maja 2011

Król Ucieczek

Data i miejsce zbrodni: Czasy PRLu,
cała Polska
Ofiara: Właściciele Pewexów,
wymiar sprawiedliwości

Sprawa: Mistrz ucieczek

Szaszłyk został okrzyknięty Mistrzem Ucieczek. Nikt inny do tej pory nie zagrał tak wymiarowi sprawiedliwości na nosie, dopuszczając się 29 ucieczek i ponad siedemdziesięciu napadów na Pewexy.

Specjalizacja: polonezy i pewexy

Najmrodzki miał dwie przestępcze specjalizacje: początkowo kradł tylko polonezy (dokonał rabunku ponad stu samochodów tej marki), później zaczął okradać Pewexy. Nie był w tym mistrzem, o czym świadczą wielokrotne wpadki zakończone aresztowaniami Najmrodzkiego.

Sławę przyniosła mu niezwykła bezczelność.
Szaszłyk nie dokonywał swych ucieczek po cichu i tak, żeby go broń Boże nie zauważono. Starał się zrobić wszystko, aby udowodnić organom ścigania ich słabość i jednoczesną bezsilność wobec przestępczej kreatywności. I tak bez skrupułów uciekł z pociągu, wysiadając na stacji w celu udania się do toalety. Konwojujący go milicjanci, będący pod wpływem, nie od razu zorientowali się, że Szaszłyk nie powrócił wraz z nimi do wagonu. Więzień grzecznie pomachał mundurowym ze stacji, po czym udał się w długą.

Równie głośno było o ucieczce z sądu, aresztu w Gliwicach, czy warszawskiego pałacu Mostowskich.
Jak on to zrobił? Z gliwickiego aresztu uciekł przy pomocy podkopu. Podczas spaceru, Szaszłyk znienacka zapadł się pod ziemię. Później się okazało, że w spacerniaku istniała dziura, głęboka na 1,5 metra. Jednak podkopy, czy piłowanie krat (ucieczka z sądu) to dla niego był pikuś. W Warszawie wymknął się organom ścigania przebierając się za strażnika. O jego ucieczce dowiedziano się, kiedy pomachał na pożegnanie strażnikom i oddalił się.

Bezczelność Najmrodzkiego doprowadziła go do...ułaskawienia.
Lech Wałęsa w 1994 roku ułaskawił Szaszłyka, argumentując swoją decyzję tym, że ten przestępca, jak żaden inny ukazał słabość polskich organów ścigania. Dziecięca łatwość ucieczek miała być skutkiem złego przeszkolenia strażników i wielu luk w przepisach dotyczących służb więziennych.

31 sierpnia 1995 r. Sz
aszłyk zmarł w wypadku samochodowym.
Tak przynajmniej głosi oficjalna wersja, którą podtrzymuje policja i media. Zastanawiający zdaje się być fakt, że Najmrodzkiego miał (mimo trudności) rozpoznać jego przyjaciel. Rozpoznał go jedynie po fakcie, że to właśnie Król Ucieczek miał podróżować razem z jego synami, którzy również zmarli w wypadku. Nic innego nie wskazywało, że to właśnie legendarny Najmrodzki zginął w wypadku, ponieważ miał mieć przy sobie rzekomo fałszywy dowód osobisty, a samochód miał być ukradziony i ze zmienionymi już tablicami rejestracyjnymi. Krążą, nie wygodne dla niektórych plotki, że Najmrodzki dalej żyje, a co więcej - ma się całkiem dobrze. Ile w tym prawdy? Z oficjalnych źródeł już się nie dowiemy, a sam Szaszłyk raczej się nie ujawni.

Link do artykułu dot. śmierci Najmrodzkiego: http://archiwum.rp.pl/artykul/66513_Najmrodzki_zginal_w_wypadku.html

Źródło obrazka: http://xarchiwum.pl/lozinski-poszukiwany-zdzislaw-najmrodzki-i1478944137.html
Źródło filmiku: http://www.youtube.com/watch?v=pVKJuTDOcI4

piątek, 6 maja 2011

Pieszy to nie święta krowa! cz. 2

Dziś długo oczekiwana notka. Wszystkich Czytelników (choć jest ich niewielu) przepraszam za tak długą przerwę, ale problemy zdrowotne dały mi trochę w kość. Powinnam również przeprosić za nieco zmienioną konwencję akurat w tej notce, ale cóż, inaczej się nie da tego napisać, a problem istnieje i może doprowadzić do wszczęcia wielu śledztw i dochodzeń. Przeczytać, zapamiętać i może trochę zmądrzeć – to moja prośba do niektórych.

Ale przejdźmy do rzeczy.


Oto kilka typów pieszych, którzy lubią pchać się pod koła.


  1. Staruszki/staruszkowie wyskakujący w ostatniej chwili.


Kierowca sobie jedzie spokojnie, bez nerwów, z niewielką prędkością (a przynajmniej nie przekraczając 60 km/h w mieście, co już i tak podpada pod wykroczenie) i widzi z daleka babulinkę. Babulinka oczywiście czai się na skraju krawężnika i ostro wytęża wzrok. Kiedy kierowca znajduje się w odległości nie większej niż pięćdziesiąt metrów – trach! Pozornie niepełnosprawna i wymagająca sporo czasu na wykonywanie ruchów staruszka znienacka rzuca się na drogę.

Sprawia to wrażenie jakby chciała popełnić samobójstwo lub przynajmniej sprawdzić swój rekord w przechodzeniu przez ulicę. Kierowca, jeśli nie myśli o niebieskich migdałach i jedzie faktycznie wolno – wyhamuje. Czasem nawet mniej lub bardziej grzecznym tonem zwróci uwagę babulince, aby w odpowiedzi usłyszeć, że:

a) jest bezczelny

b) kobieta ma swoje lata i niedowidzę

c) co pan/i mówi?!


  1. Nierozważne matki z dziećmi (względnie ojcowie)

Kierowca jak wyżej – zakładamy, że to nie idiota, który przez teren zabudowany ciśnie po garach, ile się tylko da, zacierając przy okazji silnik. Jedziemy sobie tzw. swobodnym leszczem, przed nami przejście dla pieszych, a po chodniku idzie sobie kobieta z wózkiem (mężczyzna też może, kto mu zabroni, jednak matki są jakoś bardziej nieuważne). Kolejna scena – kobieta bez oglądania się wkracza na przejście i również próbuje pobić rekord w przebywaniu odległości między dwoma stronami drogi. Już pal licho, jeśli kierowca nie wyhamuje i trafi tą głupią kobietę jak w kaczy kuper, ale dziecka szkoda.


  1. Wyrostek ze słuchawkami na uszach


Coś co doprowadza do szewskiej pasji wielu kierowców. Piszę „coś”, ponieważ bardzo często trudno określić płeć takiego indywiduum, a czasami, patrząc po ubiorze, można mieć uzasadnioną wątpliwość, czy to COŚ należy do rodzaju ludzkiego. Taka jednostka zazwyczaj wygląda następująco: super-ekstra-zaje..rąbiście modne dżinsy/spódniczka + super-ekstra-zarąbiście modne bluzki/koszulki/kurtki w ilości nadmiernej nawet przy najmroźniejszej zimie + w łapie telefon komórkowy i w uszach słuchawki. Idzie coś takiego przed siebie, oddzielone od świata własnym umysłem i podkręconą na maksa muzyką i nawet nie wie dokąd właściwie zmierza. W pewnym momencie to to wkracza na jezdnię, prawdopodobnie nie zdając sobie z tego sprawy, i dalej brnie przed siebie. Klaksonu nawet nie usłyszy, a gdy się w coś takiego puknie to widać tylko wielkie oczy, w których wypisane jest: „Wiedziałem/am, że ten świat jest zły!”


  1. Dorosły rozmawiający przez komórkę


Zachowanie podobne do omówionego wyżej przypadku. Tylko zamiast muzyki w słuchawkach puszczonej na full, delikwent najczęściej ma przy uchu telefon komórkowy i rozmawia na tematy super-hiper-ważne. Ciekawe, czy jeśli taka osoba doprowadzi do wypadku, to jej rozmówca podziękuje jej za „odgłosy”, które zapamięta na całe życie?


  1. Król/owa drogi


Mój ulubiony i ostatni z omawianych przeze mnie typów. Na pewno dominujący w polskim (chociaż nie tylko) społeczeństwie. Król wyróżnia się tym, że przechodzi gdzie chce i kiedy chce – w końcu to ON/a decyduje o tym, gdzie powinno być przejście dla pieszych. A że nikt takiej osoby nie słucha lub głupotą wydaje się przejście w miejscu, gdzie droga ma trzy pasy w każdą stronę – nic to! Ważne, aby trafić z punktu A do B, a że przy okazji spowoduje się niejedną kolizję... Króla to nie obchodzi, on sobie idzie przed siebie z błogim uśmiechem na twarzy, czasami zastępowanym przez lekki grymas zniesmaczenia wywołany trąbiącymi na niego pojazdami. Bo jak to tak – trąbić na króla?

Za uwagę dziękuję i zapraszam już do normalnych notek. Jeśli ktoś zapamięta i przemyśli swoje zachowanie jako pieszego – osobiście pogratuluję.



Linki do filmików:
http://www.youtube.com/watch?v=0mSzPsU39ig
http://www.youtube.com/watch?v=O1T3VYTyMD4
http://www.youtube.com/watch?v=M5OYVewR060

środa, 6 kwietnia 2011

Pieszy to nie święta krowa! cz. 1



Data i miejsce zbrodni: Cały rok, cała Polska

Ofiara: Bezimienni piesi, bezimienni kierowcy

Wiek ofiary: 0-99+ lat

Sprawa: Próba zabójstwa, samobójstwo, narażenie zdrowia i życia innych...

Adnotacja: Notka bardzo subiektywna, oparta głównie na obserwacjach jako kierowcy.

Idziesz spokojnie chodnikiem. W pewnym momencie musisz przejść na drugą stronę jezdni. Co robisz? Najczęściej po prostu wkraczasz na drogę, nie rozglądając się nawet dookoła. Jeśli jest pusto - masz szczęście. Ale jeśli wejdziesz komuś pod koła, to zadaj sobie pytanie - kogo obarczyć winą za wypadek?

Tylko w tym roku zginęło już sześcioro pieszych na bytomskich drogach.
Dlatego przypominam: Najpierw w lewo, potem w prawo i jeszcze raz w lewo...

...bo tej prostej, zdawałoby się, rzeczy uczy się dzieci w przedszkolu i w podstawówce. Nie przechodzimy przez jezdnię, jeśli coś jedzie. Rozglądamy się, upewniamy czy droga jest pusta i dopiero wtedy przechodzimy. To nie jest trudne do zapamiętania. A jednak coraz mniej osób to stosuje. Nie wiadomo za bardzo skąd i dlaczego, wielu pieszych uznaje, że skoro oni przechodzą przez ulicę, to kierowca ma obowiązek uważać. Nie pieszy i kierowca, tylko sam kierowca.


Bo przecież to kierowca ma zachować szczególną ostrożność.

W porządku, kierowcy mogą zachowywać nawet super-mega-szczególną ostrożność nie tylko przed przejściami dla pieszych, ale wszędzie tam, gdzie mogą pojawić się osoby nie poruszające się pojazdem mechanicznym. Ale cudów nie ma - jeśli kierowca autobusu, samochodu osobowego, skutera, czy czegokolwiek innego, jedzie nawet dziesięć na godzinę to i tak nie jest w stanie zahamować w miejscu.

A wychodząc wprost pod czyjeś koła taką sytuację wymuszamy.

Potem następuje wielkie zdziwienie, że ktoś uległ wypa

dkowi. I od razu krzyk, że zawinił kierowca, bo nie wyhamował. Osoby wyrażające taką opinię powinno się wsadzić do samochodu i zrobić im mały test, czy w ciągu sekundy zatrzymają pojazd z prędkości 50 km/h, czyli dopuszczalnej w terenie zabudowanym. Jeśli zdadzą ten test, to wtedy będą mogły się wypowiadać.


Czy to jest problem? Oczywiście!

Świadczy o tym między innymi prowadzona przez śląską policję akcja "rok pieszego". W tym roku został ogłoszony trzeci krok: widoczny i rozsądny pieszy. Jaki ta akcja odniesie skutek, przekonamy się po przyszłorocznych statystykach.

O typach pieszych wchodzących pod koła w następnej części notki.

Źródło obrazka: news.prawodrogowe.pl
Źródło filmików: youtube.pl

sobota, 19 marca 2011

Procentowa mamusia


Data i miejsce zbrodni: 14 września 2010 r., Bytom

Ofiara: Niemowlę (imię nieznane)

Wiek ofiary: 4 miesiące

Sprawa: Pijana matka (źródło: MójBytom.pl)


Szczęśliwy początek życia? Nie każdemu jest to dane. Nierzadko słyszy się o wyrodnych matkach, które gotują własnym dzieciom piekło na ziemi.


26 latce z Bytomia grozi nawet pięć lat więzienia.

Za co? Podczas spaceru z dzieckiem podjęła troszkę nierozważną decyzję o napiciu się alkoholu. Bohaterka tej historii podczas popołudniowej przechadzki z wózkiem spotkała ojca swojego przyjaciela, z którym postanowiła się napić. Niestety, kobieta chyba nie za bardzo wiedziała, kiedy powiedzieć dość i doprowadziła się do żałosnego stanu.


Kobieta w pewnym momencie nie umiała już ustać na nogach.

Według zgłaszającej całe zdarzenie, 26 latka robiła kolejne kroki tylko dzięki kurczowemu trzymaniu się wózka. Jak widać posiadanie dziecka okazało się pomocne, bo jak kobieta poradziłaby sobie bez swojej pociechy?


Pijana mamusia trafiła do izby wytrzeźwień, a jej syn na pogotowie.

Na szczęście w tym wypadku uniknięto tragedii. Dziecko było w bardzo dobrym stanie i zostało przekazane najbliższej rodzinie sprawczyni. Jednak los obojga nie zapowiada się wesoło – kobieta podczas badania miała 1,8 promila w wydychanym powietrzu. To wystarczyło aby postawić jej zarzut narażenia syna na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia.


Nie była to pierwsza tego typu sytuacja w życiu 26 latki.

Okazało się bowiem, że do czwórki starszych dzieci zostały jej odebrane prawa sprawowania nad nimi opieki. Przyczyną całej tej smutnej sytuacji jest alkohol.


Co się stanie z maluchem?

O tym zadecyduje sąd rodzinny. Biorąc jednak pod uwagę życiorys koneserki napojów alkoholowych, po raz kolejny zostanie pozbawiona dziecka.


Źródło obrazka: http://www.to.com.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101025/MAKOW/962856277

niedziela, 13 marca 2011

Zbrodnia na stancji


Data i miejsce zbrodni: 2009 r., K.

Ofiara: Tomasz W.

Wiek ofiary: ok. 22 lat

Sprawa: Zbrodnia na stancji


Tomasz prowadził zwyczajne studenckie życie – bieganie na zajęcia, od czasu do czasu impreza lub mały wypad na piwko ze znajomymi. Raz na jakiś czas przyjeżdżał do B. odwiedzić stare śmiecie i stęsknionych rodziców. Niestety, swoją ostatnią podróż odbył już w karawanie.


Szczegóły tej zbrodni są niejasne, a informacje właściwie szczątkowe.

Powstało tyle wersji i plotek na temat tego wydarzenia, że prawdy trudno dociec. Rodzice ofiary nie chcą na ten temat rozmawiać, nikt właściwie też nie chce pytać. Większości znajomym wystarczyło zdawkowe wytłumaczenie, że syn został zabity na stancji.


Tego dnia Tomek nie poszedł na zajęcia, odpuszczając sobie wykłady.

Dopadła go zwyczajna niechęć do przebywania na uczelni. Znienacka usłyszał dzwonek do drzwi. Zdziwił się, bo godzina była przedpołudniowa i większość jego znajomych była albo w pracy, albo na zajęciach. Otworzył drzwi i wpuścił gościa do środka. Według plotek, mógł to być dobry znajomy Tomka – A., z którym od jakiegoś czasu miał na pieńku. Właściwie nikt nie wiedział o co chodzi, ale między Tomkiem a A. był wyraźny narastający wrogi dystans. Możliwe jest, że A. złożył wizytę Tomkowi i podczas sprzeczki, w amoku, mógł go dźgnął nożem. Ta wersja wydarzeń jest jednak niespójna. Nasuwa się podstawowe pytanie – skąd A. wziąłby nóż? Gdyby ofiara została znaleziona w kuchni, byłoby to jeszcze logiczne, ale denat leżał na podłodze w swoim pokoju. Jak wykazały badania, ciało nie było przemieszczane – Tomek zmarł wynajmowanym pomieszczeniu.


Inna wersja głosi, że Tomek wrócił wcześniej z zajęć i zastał włamywacza myszkującego w pokoju.

Zaskoczony złodziej odruchowo wyszarpnął z kieszeni nóż i zadał śmiertelną ranę, po czym uciekł z miejsca zdarzenia. Tą wersję miałby potwierdzać zwiększony bałagan w pokoju ofiary, wskazujący na to, że ktoś próbował przeszukać pokój.


Zakończenie? Sprawcę jednocześnie złapano i nie złapano. Wszystko zależy od tego, którego znajomego denata zapytamy.

Właściwie w tej sprawie wiadome jest tylko, kto umarł. Czy dowiemy się prawdy? Prawdopodobnie nie – znajomi w końcu zapomną o zbrodni, rodzina nabierze wody w usta, a K-ej policji nikt nie będzie pytał. To jedna z wielu spraw, które, choć przerażające, umknęły między wierszami – o ironio - poważniejszych problemów.


Źródło obrazka: http://fakty.interia.pl/fakty-dnia/news/studenckie-krzyze-pamieci,608791