sobota, 19 marca 2011

Procentowa mamusia


Data i miejsce zbrodni: 14 września 2010 r., Bytom

Ofiara: Niemowlę (imię nieznane)

Wiek ofiary: 4 miesiące

Sprawa: Pijana matka (źródło: MójBytom.pl)


Szczęśliwy początek życia? Nie każdemu jest to dane. Nierzadko słyszy się o wyrodnych matkach, które gotują własnym dzieciom piekło na ziemi.


26 latce z Bytomia grozi nawet pięć lat więzienia.

Za co? Podczas spaceru z dzieckiem podjęła troszkę nierozważną decyzję o napiciu się alkoholu. Bohaterka tej historii podczas popołudniowej przechadzki z wózkiem spotkała ojca swojego przyjaciela, z którym postanowiła się napić. Niestety, kobieta chyba nie za bardzo wiedziała, kiedy powiedzieć dość i doprowadziła się do żałosnego stanu.


Kobieta w pewnym momencie nie umiała już ustać na nogach.

Według zgłaszającej całe zdarzenie, 26 latka robiła kolejne kroki tylko dzięki kurczowemu trzymaniu się wózka. Jak widać posiadanie dziecka okazało się pomocne, bo jak kobieta poradziłaby sobie bez swojej pociechy?


Pijana mamusia trafiła do izby wytrzeźwień, a jej syn na pogotowie.

Na szczęście w tym wypadku uniknięto tragedii. Dziecko było w bardzo dobrym stanie i zostało przekazane najbliższej rodzinie sprawczyni. Jednak los obojga nie zapowiada się wesoło – kobieta podczas badania miała 1,8 promila w wydychanym powietrzu. To wystarczyło aby postawić jej zarzut narażenia syna na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia.


Nie była to pierwsza tego typu sytuacja w życiu 26 latki.

Okazało się bowiem, że do czwórki starszych dzieci zostały jej odebrane prawa sprawowania nad nimi opieki. Przyczyną całej tej smutnej sytuacji jest alkohol.


Co się stanie z maluchem?

O tym zadecyduje sąd rodzinny. Biorąc jednak pod uwagę życiorys koneserki napojów alkoholowych, po raz kolejny zostanie pozbawiona dziecka.


Źródło obrazka: http://www.to.com.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101025/MAKOW/962856277

niedziela, 13 marca 2011

Zbrodnia na stancji


Data i miejsce zbrodni: 2009 r., K.

Ofiara: Tomasz W.

Wiek ofiary: ok. 22 lat

Sprawa: Zbrodnia na stancji


Tomasz prowadził zwyczajne studenckie życie – bieganie na zajęcia, od czasu do czasu impreza lub mały wypad na piwko ze znajomymi. Raz na jakiś czas przyjeżdżał do B. odwiedzić stare śmiecie i stęsknionych rodziców. Niestety, swoją ostatnią podróż odbył już w karawanie.


Szczegóły tej zbrodni są niejasne, a informacje właściwie szczątkowe.

Powstało tyle wersji i plotek na temat tego wydarzenia, że prawdy trudno dociec. Rodzice ofiary nie chcą na ten temat rozmawiać, nikt właściwie też nie chce pytać. Większości znajomym wystarczyło zdawkowe wytłumaczenie, że syn został zabity na stancji.


Tego dnia Tomek nie poszedł na zajęcia, odpuszczając sobie wykłady.

Dopadła go zwyczajna niechęć do przebywania na uczelni. Znienacka usłyszał dzwonek do drzwi. Zdziwił się, bo godzina była przedpołudniowa i większość jego znajomych była albo w pracy, albo na zajęciach. Otworzył drzwi i wpuścił gościa do środka. Według plotek, mógł to być dobry znajomy Tomka – A., z którym od jakiegoś czasu miał na pieńku. Właściwie nikt nie wiedział o co chodzi, ale między Tomkiem a A. był wyraźny narastający wrogi dystans. Możliwe jest, że A. złożył wizytę Tomkowi i podczas sprzeczki, w amoku, mógł go dźgnął nożem. Ta wersja wydarzeń jest jednak niespójna. Nasuwa się podstawowe pytanie – skąd A. wziąłby nóż? Gdyby ofiara została znaleziona w kuchni, byłoby to jeszcze logiczne, ale denat leżał na podłodze w swoim pokoju. Jak wykazały badania, ciało nie było przemieszczane – Tomek zmarł wynajmowanym pomieszczeniu.


Inna wersja głosi, że Tomek wrócił wcześniej z zajęć i zastał włamywacza myszkującego w pokoju.

Zaskoczony złodziej odruchowo wyszarpnął z kieszeni nóż i zadał śmiertelną ranę, po czym uciekł z miejsca zdarzenia. Tą wersję miałby potwierdzać zwiększony bałagan w pokoju ofiary, wskazujący na to, że ktoś próbował przeszukać pokój.


Zakończenie? Sprawcę jednocześnie złapano i nie złapano. Wszystko zależy od tego, którego znajomego denata zapytamy.

Właściwie w tej sprawie wiadome jest tylko, kto umarł. Czy dowiemy się prawdy? Prawdopodobnie nie – znajomi w końcu zapomną o zbrodni, rodzina nabierze wody w usta, a K-ej policji nikt nie będzie pytał. To jedna z wielu spraw, które, choć przerażające, umknęły między wierszami – o ironio - poważniejszych problemów.


Źródło obrazka: http://fakty.interia.pl/fakty-dnia/news/studenckie-krzyze-pamieci,608791

sobota, 5 marca 2011

Napaść na ciężarną


Data i miejsce zbrodni: styczeń 2000 r., mieszkanie w B.

Ofiara: Izabela W.

Wiek ofiary: ok. 24 lata

Sprawa: Pobicie i kradzież


Izabela W. jest szczęśliwą matką trojga dzieci. O swoich pociechach mówi zazwyczaj z uśmiechem. Smutek na jej twarzy pojawia się tylko w momencie opowiadania o narodzinach swojej pierwszej córki.


Wieczorem 17 stycznia 2000 r. Izabela czekała na powrót męża, który nadal był w pracy.

Nie była tym faktem zaniepokojona – bądź co bądź, mąż musiał teraz dłużej pracować, chcąc zarobić na utrzymanie. Ona sama, będąc już w ósmym miesiącu ciąży, nie chodziła do pracy. Jako pielęgniarka nie mogła na razie wykonywać swojego zawodu – w szpitalu jest zbyt wielkie ryzyko złapania jakiejś infekcji. Kiedy rozległ się dzwonek u drzwi, Iza myślała, że w końcu przyszedł jej mąż, który pewnie przez nieuwagę zapomniał wziąć kluczy od mieszkania.


Gdy otworzyła drzwi, do środka wpadło dwóch napastników.

Byli wyraźnie zaskoczeni obecnością kobiety. Prawdopodobnie podejrzewali, że mieszkanie jest puste, a zadzwonili tylko z przezorności, aby się upewnić. Zaskoczenie przerodziło się w gniew. Jeden z napastników rzucił się na Izę i zaczął ją bić. Drugi rozpoczął plądrowanie mieszkania. Nie wiadomo jakby się to skończyło, gdyby nie interwencja sąsiada, który akurat wracał do siebie i zauważył otwarte na oścież drzwi mieszkania Izy.

Napastnicy zwinęli łup i czym prędzej uciekli z miejsca zdarzenia.

Iza, cała obolała nie była w stanie się uspokoić. Jej zdenerwowanie spowodowało, że zaczęła rodzić. Sąsiad wezwał karetkę i na prośbę pani W. powiadomił jej rodzinę o całym zajściu. Córka Państwa W. przyszła na świat po północy, 18 stycznia 2000 r. Tomek W., mąż ofiary, na pewno byłby o wiele bardziej szczęśliwy nagłym pojawieniem się upragnionej córeczki, gdyby nie towarzyszące przy tym wydarzenia.

Co ze sprawcami?

Nie zostali schwytani, a ukradzionych rzeczy – telewizora i radiomagnetofonu – państwo W. nigdy nie odzyskali. Sprawa została zgłoszona na policję, jednak ofiara, będąc pod wpływem silnego szoku, nie była w stanie zapamiętać wyglądu złodziei. Pamiętała jedynie ubiór – bluzy z kapturem, dżinsy – który na nic się nie przydał, bo w ten sposób ubranych mężczyzn jest w całym mieście od groma.

Zeznania sąsiada również na nic się nie przydały.

Co prawda był w mniejszym szoku, niż zaatakowana kobieta, jednak był znacznie bardziej zaaferowany stanem swojej sąsiadki niż napastnikami. Nie zapamiętał szczegółów wyglądu żadnego z napastników, a ogólne informacje, jakie zeznał do protokółu nie były wstanie naprowadzić policję na trop przestępców.

Sprawa została umorzona.


Zdjęcie pochodzi z : http://moj.papilot.pl/milosc/847/Mezu-nie-badz-moim-katem.html

Błąd lekarski


Data i miejsce zgonu: wrzesień 2003 r.; szpital miejski w B.

Ofiara: Janina Cz.

Wiek ofiary: 67 lat

Sprawa: Błąd lekarski


Janina Cz. od dłuższego czasu cierpiała na chorobę nowotworową układu rodnego. Po kilku miesiącach lekarze uznali, iż najlepszym wyjściem jest wycięcie guza.

Denatka poszła do szpitala 1 września 2003 r.

Zabieg miał odbyć się bez zbędnej zwłoki, która przeciągnęła się do...18 września. I to też dopiero po interwencji rodziny, która niejako swoją upierdliwością wymusiła ustalenie konkretnego dnia zabiegu.

Mimo tego na stół operacyjny denatka trafiła dopiero 18 września.

Zabieg, mimo że dotyczył wycięcia nowotworu, nie miał być skomplikowany. Ot, wyciąć co trzeba i po krzyku.

Wszystko się jednak skomplikowało po przecięciu o jedną żyłę (a może tętnicę?) za dużo. Kruche naczynia starszej pani nie wytrzymały i doszło do krwotoku, którego lekarze nie potrafili zatamować.

Pacjentka z sali operacyjnej wyjechała pod respiratorem i od razu trafiła na OIOM.

Nie dotrzymała nawet do nocy, zmarła po zaledwie kilku godzinach.


Czy sprawa wyszła w jakikolwiek sposób na jaw? Nie.

Obie córki zmarłej są pielęgniarkami i z lekką goryczą twierdzą, że dociekanie prawdy w tej sprawie nie ma żadnego sensu. Na ucho każdy im zdradzi co się właściwie stało, ale gdyby wmieszała się w to policja wszyscy kryliby siebie nawzajem. Dlatego nie została podjęta chociażby próba ukarania winnych.

Skąd wiadomo o tej sprawie? Koleżanka jednej z sióstr była instrumentariuszką przy tej operacji. Nie pytana sama powiedziała, że to nie do końca była wina nowotworu czy słabości denatki, która by prawdopodobnie przeżyła gdyby nie to niepotrzebne cięcie.

Dlaczego tak musiało być?

Może ich być tysiące – od zmęczenia, przez zdenerwowanie, po problemy z alkoholem. Nie można postawić sprawy jasno, za mało na ten temat wiadomo. A po tylu latach nikt w tym szpitalu nawet nie pamięta, że była tego typu sytuacja. Codzienność wyparła nieprzyjemny błąd...


Zdjęcie pochodzi z: http://www.jelonka.com/?mod=news&scr=single&evt=init&article=21806

Dlaczego tak?

Dzisiaj jest wyjątkowo ładny dzień. Niebo czyste, temperatura całkiem przyjemna, chociaż jeszcze nie zwiastująca wiosny, ale znośna. Wchodzisz do domu, ściągasz buty, myślisz o obiedzie i setce innych mniej lub bardziej ważnych sprawach.


Nagle dzwoni Ci komórka.

Odbierasz i...znienacka dowiadujesz się, że Twój znajomy popełnił samobójstwo.

Znaleziono go w parku, zwisającego z drzewa. Policja, o dziwo, bardzo szybko znalazła się na miejscu i równie szybko uznała, że sprawa jest prosta. Ot, samobójstwo. Dla dopełnienia formalności popytano rodzinę, znajomych, sąsiadów, w tym Ciebie, jakim człowiekiem był nieboszczyk. Tydzień – dwa roboty i sprawa zamknięta.


Zastanawialiście się kiedyś, ile zbrodni nie wychodzi na światło dzienne przez zbyt pochopne wyciągnięcie wniosków?

Czy to genialność przestępców czy może niedokładność w prowadzeniu śledztwa? Możliwa jest również trzecia droga – odgórne naciski na prowadzącego sprawę, aby załatwić to szybko i bez szumu. Jest także i czwarta możliwość. Policjanci to także ludzie, którym czasami się po prostu nie chce. Nie leży im dana sprawa, mają problemy osobiste albo po prostu mają dół egzystencjalny. Każdemu się zdarza, nawet najlepszym, bez względu na profesję.

O tym chcę pisać.

O błędach, pochopnych wnioskach, a czasem nie dostrzeganiu pewnych powiązań. Z kraju i ze świata, niejednokrotnie opierając się tylko na bardziej lub mniej pewnych źródłach. Ale o tym trzeba mówić, aby zwalczyć znieczulicę.